Zanim dostanę setki maili od wiernych czytelników mojego bloga (ale bym chciał, hi, hi) wyjaśniam – nie, nie zrobiłem literówki w tytule. Tak miało być, „What Ala bikes„.
Bo chcę napisać jakie miałem szczęście i przyjemność zaprosić wczoraj przed obiektyw Alę Zajączkowską, świetną kumpelę z ekipy „Cyklista z Warszawy„, kolarkę i kobietę o wielu zainteresowaniach i pasjach.
Sami sobie zresztą poczytajcie. Ja za Alą staram się nadążyć na Gassach i za długo nie dać na siebie czekać w Świętokrzyskich. Czyli dzielimy pasję do roweru, Ala również w wersji mi zupełnie obcej czyli MTB.
Ale miało być o zdjęciach, wracamy do głównego wątku. Zaproponowałem spotkanie i początek naszej sesji na Placu Zamkowym. Czwartkowe późne popołudnie, masa turystów, Cyganka z wąsami, baloniki i tylko tresowanych małp nie było.
Zgroza. Masz ochotę uciec jak najszybciej, a pomysł, żeby porobić jakieś ujęcia w okolicy Starówki, gdzie często operuję podczas sesji rodzinnych odpadł w przedbiegach.
Na szczęście wystarczy przemieścić się 200 metrów i można mieć cudowny plener wyłącznie dla siebie. I tak, pierwszym punktem naszej foto-rowerowej sesji została mała, klimatyczna uliczka Kozia.
Pusta, z pięknym drugim planem, kocimi łbami i jednym przechodniem na 5 minut. Można było spokojnie się rozstawić, i zacząć seszyn.
Muszę się przyznać, że żadnej sesji nie planuję od A-Z. Raczej zdaję się na to co wyniknie z połączenia takich czynników jak: miejsca gdzie fotografuję, światła, przypadku, ekspresji modelki czy po prostu chemii i ochoty na wygłupy, ryzykowne stylizacje czy zwariowane ujęcia.
Tak było wczoraj. Ala okazała się cierpliwą, pełną własnych pomysłów modelką.
Do swojego portfolio może spokojnie dopisać modeling, a qltowa wśród braci kolarskiej marka Cinelli od wczoraj ma najfajniesze zdjęcie czapeczki ever 🙂
Z uliczki Koziej to już tylko kilka ruchów korbą i osiągamy Plac Piłsudskiego.
Wczoraj niestety przygotowany pod jakieś uroczystości, więc barierki, barierki wszędzie…
To spowodowało, że zamiast ujęć z szerokim planem postanowiłem spróbować coś wyczarować na przestrzeni bez przeszkadzajek i wykonaliśmy te ujęcia, pod światło, letnie, jasne. Bardzo je lubię…
Na kolejny punkt wybraliśmy Karową. To kolejne qltowe miejsce braci kolarskiej Warszawy.
Po pierwsze to stały teren cotygodniowych zmagań „Pętli Kopernika„, a w niedzielę dodatkowo miejsce rozgrywania corocznego kryterium ulicznego „Memoriał Królaka” – imprezy dla zawodowców i amatorów.
Amatorów oczywiście wyłącznie tylko tych wytrenowanych. Spotkaliśmy ich wczoraj na Karowej kilku, w tym samego Maćka Hopa. Wiecie, Warszawa to takie fajnie miasto gdzie celebrytę spotkać możesz na ulicy i przybić piątkę 🙂
A Maciek to ważna postać kolarskiego światka, autor fenomenalnego bloga a przy okazji bardzo mocny zawodnik. Wczoraj z prawdziwą przyjemnością patrzyłem w jakim stylu podjeżdża treningowo przed sobotą Bednarską…
Uah, szacun, trzymam kciuki za sobotni występ, a nawet jak nie pójdzie dobrze, to Maciek potrafi najzabawniej na świecie pisać o swoich porażkach. Jako słaby zawodnik uwielbiam te wpisy 🙂
Z Karowej pojechaliśmy nad Wisłę. Miejsce które ja uwielbiam, a Ala zawodowo po prostu kocha miłością czystą i największą 🙂
Bulwary nadwiślańskie (szkoda, że ciągle nie skończone na całej planowanej długości) to jeden z przykładów jak zmienia się Warszawa, jak pięknieje, jak dobre pomysły na inwestycje „dla ludzi” mogą zmienić miejsca niegdyś zapuszczone i odwiedzane przez pijaczków.
Marzy mi się przy okazji, żeby dzisiejsi korzystający szanowali te miejsca, dbali o nie i potrafili spędzić wieczór bez rozbicia na koniec posiadówki butelki po niefiltrowanym Ciechanie, ale pewnie jestem niedzisiejszy :/
Będąc nad Wisłą, nie sposób nie zjechać na plażę (od Ali się dowiedziałem wszystkiego o nowych plażach, my pojechaliśmy jak się okazało na „Rusałkę”) i nie zrobić słodko–pierdzącego zdjęcia z zachodzącym słońcem 🙂 Tym razem, po raz pierwszy w mojej karierze, w kadrze modelka i… rower 🙂
O tym rowerze należy wspomnieć dwa słowa, tak naprawdę zanim Ala ukradła show to „Chmurka” miała być główną modelką tej seszyn. Sam przyjechałem na stalowym Ryśku, podzielam więc z Alą pasję do starych rowerów ze stali, z duszą, trochę ciężkich ale pełnych fajnych, błyszczących korb, przerzutek na ramie, i uroczych baranków. Steel is real 🙂
Zdjęcia z plaży były ostatnimi jakie zrobiliśmy podczas tej dwugodzinnej rowerowej wycieczki i sesji fotograficznej w jednym. Z tej plaży, która tu była końcem trasy zaczynam często fotograficzny plener „Warszawa nocą„. Najbliższy już w środę, zapraszam.
A na koniec, chciałbym podziękować Ali za cudowną sesję i za kolejną okazję do łączenia dwóch pasji – fotografii i jazdy na rower. Szczególnie – w tak pięknych zakątkach Warszawy i z taką uroczą modelką. Dzięki!!!
Technikalia dla ciekawych: sprzęt foto użyty podczas sesji: Nikon D3 + Nikkor 35/2.0D, Nikkor 50/1.4D, SB-800, kamerka sportowa SJ6000, obróbka Adobe Lightroom V6, final touch: Alien Skin Exposure 7, rower: Raleigh „Rysiek” Triathlon, rocznik 1987.
You must be logged in to post a comment.