Wiem, jestem małpa. Wy pewnie czytacie ten wpis w środku poniedziałkowego, szarego i być może nieciekawego dnia w biurze. Na moje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że dzisiaj mogę odpocząć gdyż bardzo pracowicie spędziłem 3 dni weekendu, bo sesje zaczęły się już w piąteczek… :)
British School Warsaw. Mój ulubiony warszawski Hogwart, dla którego mam przyjemność realizować sesje fotograficzne, wizerunkowe, wspierające marketingowe działania Pani Magdy i Joanny.
Tym razem – zdjęcia sportowe! Wszystko dlatego, że BSW gościło inne szkoły z grupy i rozgrywano międzynarodowy turniej w siatkówce. Co to były za emocje! Co za gra!
Matt, szef PE (czyli po naszemu WueFu) podczas rozgrywki swoich Lads (po naszemu chłopaków) z drużyną Hiszpanów mało nie wyskoczył z Adidasów (po naszemu obuwia sportowego).
Ale trzeba przyznać, że chłopaki dźwignęli się z 0:1 na 2:1 w pięknym stylu, chyba trochę podpatrzonym u krajowych zawodowców, bo palce miałem na koniec obgryzione do kości 🙂
Sobota to z kolei zupełnie inny klimat. Coroczna impreza mikołajkowa (czylipo ichniemu St. Nicolas Party) mojego Klienta, kancelarii prawnej Weil.
Kancelaria amerykańska, uznana, prestiżowa, mam więc okazję ocierać się na obsługiwanych imprezach o VIP-ów, ważne postaci rynków finansowych czy polityki.
W sobotę ocierałem się o cudowne dzieciaki. Tak proszę Państwa, prawnicy mają dzieci 🙂 Wspaniałe, rozbrykane, nieśmiałe, jeszcze w pieluchach albo w koszulkach Barcy.
Przyznam się otwarcie – takie imprezy lubię fotografować najbardziej. Dzieci to osobny kosmos emocji, uniesień, wrażliwości.
Uwielbiam towarzyszyć im w takich momentach jak wejście Mikołaja czy zabawa z animatorkami. Fajne, naprawdę fajne kilka godzin, a organizacyjnie jak zwykle na 5+, mogę polecić adres „Mysia 3, Warszawa” 🙂
Po sfotografowaniu ostatnich wręczeń prezentów przez OhoHohoHo Mikołaja, w samochód i na Służewiec.
Tam, w lokalizacji biura pewnej firmy kilka godzin spędzonych z Panią Urszulą i jej sesją biznesową. Jeszcze będziemy o tym pisać, powiem tylko, że materiał jest, obróbka i ostateczne szlify jutro.
A niedziela od kilku tygodni przeznaczona była na sesję z Anią i Kasią, zawodniczkami crossfit, dziewczynami z tatuażami, sportsmenkami, you name it.
Nie znam się na tym, ale pewnie dopiero wymieniłem dwa z dwustu #hasztagów jakimi siebie opisują na Instagramie 🙂
Aaaa, uwaga. Ja też zacząłem być tam. W sensie, że na Instagramie.
Uczę się gadać tymi płotkami, małpkami, oznaczaniem i tagowaniem. Zapraszam oczywiście i proszę o wyrozumiałość, mam 50 lat i stary już jestem. To zupełnie nowa kuweta do ogarnięcia 🙂
A sama sesja? Oooo, działo się. Pamiętacie może ten wpis o zdjęciach Michała i kumpli? To teraz idąc za ciosem miałem w gościnnych progach Crossfit Dock okazję do fotografowania crossfiterek, kobiet w sensie.
To zupełnie inne doświadczenie emocjonalne i estetyczne niż zdjęcia z wielkimi samcami.
Z kobietami jest tak – są mięśnie, pot i łzy, podrzucają jakieś masakrycznie ciężkie sztangi a jednak pozostają w tym wszystkim kobiece, mają miłe dla oka krągłości, włosy w kitkę, no wiecie co mam na myśli 🙂
Zdjęć powstało trochę, kilka naprawdę fajnych, na pewno jeszcze się nimi osobno pochwalę. Finałowe prawie 100 ujęć czeka na dzisiejszą post–produkcję.
Tymczasem płynnie przechodzę do ostatniej sesji zaplanowanej w ten pracowity weekend – świątecznej seszyn Julci, mojej co prawda jedynej ale na pewno najbardziej ukochanej wnusi.
Jula – od razu się pochwalę, uśmiechała się też do mnie. Bo wiecie, na razie (a trwa to już prawie pół roku) ciągle oswaja się z siwym, brodziastym Dziadem.
Ale nie wczoraj! Wczoraj dostałem kilka prawdziwych uśmiechów 🙂
Skoro byliśmy już w przestrzeniach Docka, skoro rodzice trenują Crossfit, skoro Jula chyba tylko musi zacząć chodzić, żeby spędzać tam większość dzieciństwa – nie mogliśmy tego nie wykorzystać.
Udało się złapać wnusię w przerwach między poszczególnymi ćwiczeniami 🙂 Potem kilka klasyków w czapeczkach, na kocykach i voila, gotowe 🙂
Aha, zapomniałbym.
Podczas zmiany dekoracji, Ania i Jula wystąpiły razem. No i mamy. Najfajniejsze zdjęcie Juli ze sztangą, a mam nadzieję i Ani z dzieckiem 🙂
A wracając do tego „wolnego” poniedziałku… Prawda jest taka, że zaraz siadam do obróbki tych wszystkich zdjęć. Ot, taki on wolny. Ale nie narzekam, stay tuned!
You must be logged in to post a comment.