Kiedy mniej więcej 6 lat temu rzucałem korpo na rzecz życia z szeroko pojętej fotografii moje marzenie było dość proste – żyć z tego co jest moją pasją. Z fotografii. Wtedy nie przypuszczałem, że moją drugą pasją stanie się kolarstwo szosowe.
A dzisiejszy wpis będzie o cudownej kumulacji, bowiem udało się połączyć obie ważne dla mnie aktywności – fotografię i kolarstwo. Lepiej być nie mogło. A na dodatek – miałem przyjemność robić sesję dla i z super fajnymi ludźmi…
Marcina (tego od „M” w logo marki) poznałem we wrześniu 2015, kiedy to na „jego kole” pokonałem swoje pierwsze ponad 200 km.
Jakiś czas później zobaczyłem w sieci, że omawiany wtedy (mieliśmy całkiem sporo czasu jak się domyślacie) projekt własnej kolekcji ciuchów kolarskich stał się ciałem pod marką „AM Cycling”.
Wyobraźcie sobie jak się ucieszyłem kiedy jeszcze na wiosnę (co była zimą, pamiętacie?) Marcin zadzwonił i zapytał czy nie miałbym ochoty na fotograficzną sesję ich nowej kolekcji. Tak! Oczywiście!
Dogadaliśmy szybko moje wynagrodzenia i… zaczęliśmy czekać na właściwą pogodę.
Tygodnie płynęły wolno jak ruskie lodołamacze przez Morze Barentsa, ale w końcu… tadam, wybuchła nam wiosna – mogliśmy w końcu planować naszą sesję.
Na lokalizację sesji obrałem nasze słynne, kolarskie, warszawskie Gassy. Miejscowość kultowa dla nas, amatorów, którzy po robocie wskakują w swoje lajkry, poprawiają ołkleje i na karbonach (koniecznie) śmigają do Słomczyna, GK czy Warki.
Zawsze przez serce tej kolarskiej mekki – Gassy właśnie.
A tak zupełnie serio – wybór był przemyślany, bo w odległości kilkuset metrów mogłem wykorzystać w naszej sesji: przeprawę promową Gassy–Karczew, nówki asfalty, pola rzepaku i pewną prostą aż po horyzont.
Tę, na której czasem się płacze w deszczu pod silny wiatr, czasem pędzi ponad 50/h. Nieważne – do sesji potrzebna była jej malowniczość.
Nie można jednak zapomnieć, że te przepiękne okoliczności przyrody miały być jednak tylko tłem do prezentacji nowej kolekcji AM Cycling.
Przy okazji sesji, poznałem Anię, uroczą właścicielkę „A” z logo firmy, a prywatnie małżonki Marcina. Wiecie co jest w nich fajne? W Ani i Marcinie?
Że – może podobnie jak ja, postanowili swoją pasję wykorzystać biznesowo. Kupując ciuchy z AM Cycling możesz mieć pewność, że producenci i właściciele sami w nich jeżdżą. To całkiem fair, prawda?
W tym momencie odsyłam na stronę firmową/sklep z nadzieją, że zdjęcia jakie powstały podczas tego gorącego popołudnia na Gassach sprawią, że zechcesz również w nie wskoczyć i pojechać.
Daleko albo blisko, nieważne. Ważne, że na szosie, w wygodnych ciuchach, przed siebie…
Na koniec – jedno z ostatnich ujęć naszej sesji. Chyba Ani i Marcinowi się podobało bycie modelami własnej marki. Ja mogę powiedzieć, że byli świetni – dzielnie jechali duble, nawracali tyle razy ile potrzebowałem, itd. Dzięki!
Ps. To pole rzepaku za nimi – jest już zielone. Zdążyliśmy w ostatniej chwili… Ps2. Więcej zdjęć w galerii poniżej, dobrego oglądania i do zobaczenia na Gassach albo na kolejnej Luźnej Warce!
You must be logged in to post a comment.