Dzisiaj rano, niezawodny Facebook był łaskaw zwrócić moją uwagę, że właśnie obchodzimy 177 rocznicę fotografii. I w związku z tym, tak zwany Światowy Dzień Fotografii.
Sprawdziłem w necie co dokładnie się wydarzyło 19 sierpnia 1839 roku i okazało się – jak to często bywa z wielkimi odkryciami, że owszem, ale trochę to naciągane.
Próby zarejestrowania obrazu zakończone sukcesem miały miejsce dobre dziesięć lat wcześniej. Jednakże, 177 lat temu, Pan Daguerre opublikował na życzenie rządu francuskiego przepis na wykonanie trwałego zdjęcia, fotografii właśnie.
Przy okazji – fajnie się czyta jak to wykonanie pierwszego zdjęcia człowieka (nie statycznego krajobrazu czy miasta) wymagało od modela bezruchu na ok. 10 minut, tak niskoczuły był wtedy materiał…
Dzisiaj, bo będzie o współczesności a nie historii, zrobienie zdjęcie zajmuje ułamek sekundy. Jak się dowiedziałem z kolei z tego artykułu, na świecie jest ok. 2 miliardów smartfonów.
Idąc dalej, ostrożne szacowanie, że każdy z użytkowników zrobi tylko 2 zdjęcia dziennie i wrzuci je na Instagram, Facebook czy Twitter daje astronomiczną ilość 4 miliardów. Dziennie… Uff, ja dzisiaj jeszcze nie zrobiłem ani jednego 🙂
Wspomniany artykuł stawia przede wszystkim bardzo ciekawą tezę, że „w przyszłości będziemy robili zdjęcia wszystkiemu, a nie oglądali żadnych”… Obserwując świat dookoła, bacznie przyglądając się temu co również sam robię, przyznać muszę, że bardzo dużo w tym racji.
Nie jestem specjalistom, nie wiem gdzie znajduje się źródło potrzeby zrobienia sobie selfie na rowerze, zdjęcia talerza sushi, czy dzieci na wakacjach. Ale to się dzieje. Codziennie. Co więcej, samo zrobienie fotki nie wystarcza, bez publikacji na Fejsie jakby jej nie było.
Sam temu ulegam. To dość straszna konstatacja. Chciałbym się różnić od tłumu, ale robię dokładnie to samo co wszyscy. Może najwyżej staram się pokazywać zdjęcia, które są odrobinę lepsze, ale w końcu jestem fotografem, to do czegoś zobowiązuje…
To może chociaż warto wrzucać dobre zdjęcia? Może warto zadbać o to, żeby twórczość fotograficzna, którą się tak chętnie dzielimy była przyzwoitej jakości?
Jeszcze parę lat temu, kiedy Akademia Fotografii Amatorskiej AFA była w okresie rozkwitu, otoczony byłem tłumem chętnych na zajęcia z fotografii. Od kursów podstawowych po wyszukane warsztaty aktu, portretu czy nawet fotografii tańca.
W miesiącu potrafiliśmy zrobić kurs weekendowy, trwał kurs podstawowy (taki co tydzień, wieczorami), a w większość weekendów jakieś warsztaty w studio. Nie wspomnę o plenerach „Warszawa nocą” w sezonie letnim.
Dzisiaj, trudno znaleźć grupę chętnych na spacer po nocnej Warszawie. Co się takiego stało przez te parę lat? Pomijając mój słaby marketing, nieudolność, konkurencję, etc. – jednak wydaje mi się, że podejście do fotografii się zmieniło.
Zacząłem się poważnie zastanawiać czy nie wprowadzić do oferty kursów typu „Perfekcyjne zdjęcie Smartfonem i iPadem”, ale sam nie wiem… Z jednej strony uważam, że zrobienie dobrego zdjęcia komórką wcale nie jest takie łatwe i oczywiste, z drugiej robić z tego zajęcia? Kurs? Brać za to kasę? Oooo, sam nie wiem :/
Może jednak za czarno to widzę? Przecież z drugiej strony obserwuję, jak wiele osób, które poznałem dzięki AFA rozwija swoje talenty i szuka własnej fotograficznej drogi. Takim fantastycznym przykładem jest projekt „I’ve seen” Mariusza Poniatowskiego. Chapeau bas, sami zresztą oceńcie…
Na rynku fotografii komercyjnej, najlepiej chyba się miewa fotografia ślubna. Jakoś to wydarzenie jest na tyle ważne dla wszystkich biorących w tym udział, że zgadzają się z potrzebą wynajęcia profesjonalisty. Kolejne spotkanie z fotografem to sesja noworodkowa, wiecie, te maluszki śpiące na tle tapety w kwiatki w czapce 🙂
Resztę zdjęć, włącznie ze swoim zdjęciem na Linkedin robimy sami. W samochodzie, z dziubkiem w toalecie, wycięte z większego ujęcia z imprezy firmowej. Albo z palmą w tle z wakacji. Bo w sumie dlaczego nie, przecież też jest dobre…
Z tym akurat staram się walczyć, nie tylko dlatego, że chciałbym z tego typu fotografii godnie żyć. Są wg mnie granice dobrego smaku, wyczucia, których nie należy przekraczać…
Dochodzimy chyba do sedna tego co się obecnie dzieje – większość ludzi nie ma pojęcia co to znaczy dobra fotografia. Zanika w mojej ocenie wrażliwość artystyczna jako taka, spada ilość osób odwiedzających wystawy malarstwa, kupujących albumy fotograficzne, oglądających dobre zdjęcia w necie.
W TV leci kolorowa papka, serwowane obrazki są coraz bardziej tandetne, zdjęcia w gazetach czy tygodnikach coraz słabsze bo oszczędności i świetni fotografowie mają coraz mniej zleceń.
Czy fotografia będzie miała się lepiej? Czy odc. 178 będzie bardziej optymistyczny? Nie wiem, raczej nie. Ale zobaczymy za rok…
Tymczasem zapraszam wszystkich, którym zależy na posiadaniu umiejętności robienia dobrych i świetnych zdjęć do zaprzyjaźnienia się z AFA. Warto powalczyć o lepszą fotografię, tę amatorską oczywiście 🙂
You must be logged in to post a comment.