Czy na wakacje w ogóle zabierać aparat czy wystarczy smartfon? Oto jest pytanie :)

Na przełomie marca i kwietnia kilka dni spędziłem w Rzymie.

Romantycznie, bardzo aktywnie turystycznie, oczywiście fotograficznie i w ogóle tam już była cudowna wiosna.

Na wyjazd zabrałem swojego „pracowego” Nikona D750 i dwa obiektywy: świetnego zooma do miasta, Nikkora 24-85/3.5-4.5 oraz niezbędnego w każdej fotograficznej torbie Nikkora 50mm.

A w kieszeni, zawsze pod ręką, zawsze gotowy do działania, ulubiony – iPhone 6s. Za sprawą drogiego roamingu danych (byle do czerwca), w Rzymie występował głównie w roli aparatu fotograficznego 🙂 

No i last but not least, jak się okazało najbardziej przydatny gadżet wyjazdu – tak zwany selfie–stick czyli po naszemu patyk do umieszczenia swojego telefonu trochę dalej niż na wyciągnięcie ręki. 

Prawie 4 pełne dni zwiedzania tego pełnego cudownych zabytków miasta, to jak się domyślacie setki okazji do zrobienia zdjęcia.

I tych zdjęć powstało kilka setek – niemal 300 Nikonem, niecałe 200 iPhonem (podaję wartości po dokonanej selekcji do „dobrych” ujęć). 

Często w tym samym miejscu łapałem kadr Nikonem, a następnie wyciągałem telefon. Dlaczego? O tym za chwilę…

Było jednocześnie wiele sytuacji, w których „duży, prawdziwy aparat” w ogóle nie miał zastosowania. Podczas wykonywania tak zwanych zdjęć na pamiątkę.

Wówczas zdecydowanie selfie-stick i aparat w telefonie w trybie samowyzwalacza spisywał się rewelacyjnie. Mamy z A. dziesiątki zdjęć w najważniejszych miejscach naszej podróży – od lotniska po Bazylikę Św. Piotra w tle 🙂

Wracając powoli do głównego tematu tego wpisu. A w zasadzie do rozstrzygnięcia kwestii „Czy w ogóle zabierać aparat fotograficzny na wakacje. Czy może już nie warto, może wystarczy smartfon„?

Zacznę od stwierdzenia, że ten wyjazd uświadomił mi jak dramatycznie zmienił się świat fotografii amatorskiej czy fakt fotografowania i robienia zdjęć w ogólności. 

Trzydzieści parę lat temu aparat fotograficzny był analogowy, manualny, a telefon był najwyżej u sąsiadki lub w budce na dole, pod blokiem.

Będąc szczęśliwym posiadaczem Zenitha czy NRD-owskiej Practicy zdobywało się do nich rolki filmu Orwo czy czarno-białego Neopana.

Kolejny skok to pojawienie się małych kompaktowych aparacików oraz droższych ale niemal kosmicznych lustrzanek Nikona, Canona, Minolty czy Pentaxa.

Do nich wkładało się świetnego Ilforda 100, Kodaka T-Max 3200, a najbardziej wtajemniczeni kolorowe slajdy Velvia 50.

Zapytacie, „ale po jakie licho ten cały wykład i rys historyczny”? Potrzebny do refleksji, pewnie także Twojej – pamiętasz jak się wtedy fotografowało?  

Ja pamiętam. Z namysłem, powoli, ostrożnie przeznaczając jedną klatkę z posiadanych 36 na kolejne ujęcie. Bo na cały wyjazd miałeś rolkę lub dwie. Pamiętasz?

Zaryzykuję stwierdzenie, że jednocześnie w takim Rzymie czy Sopocie jednak głównie się zwiedzało, rozglądało, chłonęło atmosferę i wczuwało w klimat miejsca. Rozmawiało, a nie pozowało do kolejnego selfie na Insta…

To czego byliśmy świadkami przez te parę dni w Rzymie stanowiło zaprzeczenie powyższego. Miałem wrażenie, że „zwiedzanie” polega wyłącznie na znalezieniu dobrego kąta do zrobienia sobie selfie.

Albo kolejnego „pstryknięcia” smartfonem, tabletem (i wszystkim innym co ma wbudowaną kamerę) Bazyliki, sufitu w korytarzu Muzeum watykańskiego, ukradkiem (bo nie wolno) czegokolwiek w kaplicy sykstyńskiej. 

Miałem wrażenie, że przestaliśmy zwiedzać, rozumieć, oglądać, a zaczęliśmy obsesyjnie pstrykać zdjęcia. Wszystkiemu. W każdej chwili. Sobie, temu co za nami, temu co przed nami, temu co z boku. Acha, i w górze. 

W tym miejscu przyznam się bez bicia – wcale nie wyróżniałem się w tym tłumie. Też robiłem zdjęcia. Nikonem, iPhonem, albo iPhonem na patyku.

No może tylko starałem się kadrować, szukać ciekawych ujęć, chciałem złapać w kadr coś niebanalnego. Czy mi się to udało oceńcie sami, kilkanaście wybranych zdjęć iPhonem zamieściłem w galerii poniżej.

Po raz kolejny wracając do pytania postawionego już na początku – myślę, że dla określonego typu zdjęć i naszych potrzeb – tak, można obyć się dzisiaj na wakacyjnym wyjeździe bez aparatu typu lustrzanka.

Gdybym miał uzasadnić swoją opinię, wskazałbym na następujące cechy fotografii wakacyjnej, które zdjęcia wykonywane aparatem w telefonie dobrej klasy spełniają w zupełności:

  • robimy najczęściej zdjęcia typu „pocztówki”. Widoczki, budynki, zabytki, uliczki, kwiatki, parki, ludzi w dużych skupiskach, wnętrza kościołów, plażę z niebieską wodą. Do tego rodzaju ujęć szerokokątny obiektyw smartfona i duża głębia ostrości nadają się idealnie. A po włączeniu funkcji HDR czy trybu zdjęć panoramicznych w ogóle robi się ciekawie;
  • robimy sobie selfie, selfie w grupie (przydaje się selfie-stick), nas na tle wieży Eiffla, wodospadu Niagara, w pociągu, w samolocie, na Pl. Św. Piotra. Również i w tym przypadku szerokokątna, przednia kamera w smartfonie plus tryb 3/10s opóźnienia wyzwalacza pozwala na świetne zdjęcia;
  • robimy zdjęcia, którymi chcemy się szybko pochwalić na Fejsie czy Instagramie (to powód, dla którego ja powtarzałem kadry Nikona również iPhonem). Korzystamy przy okazji z aplikacji dostępnych na smartfony do szybkiej edycji zdjęć. Ja osobiście korzystam namiętnie z apki o nazwie Snapseed – szczerze polecam;
  • od czasu do czasu kręcimy krótkie filmy;

Wobec tego kiedy i z jakiego powodu zabierać na wakacje lustrzankę? Te dodatkowe kilo czy dwa w naszej torbie czy plecaku?

Wg mnie w sytuacjach gdy mamy zamiar przywieźć z naszej wyprawy dobre, przyciągające uwagę portety i/lub gdy wiemy, że będziemy fotografować z użyciem teleobiektywu lub w inny sposób korzystać z dużych przybliżeń.

Do takich zdjęć szerokokątny obiektyw aparatu w telefonie w żaden sposób się nie przyda. Zbliżanie cyfrowe również nie zastąpi dobrego tele, choćby takiego 70–300.

Do portretu głównie zabraknie ogniskowej* zapewniającej ładną plastykę twarzy (uważa się, że powinna ona być odpowiednikiem ogniskowej powyżej 85 mm) oraz niezbędnej do dobrego efektu końcowego uzyskanej małej głębi ostrości.

A głębia ostrości inna niż „wszystko dobrze widoczne i ostre na każdym planie” jest praktycznie nieosiągalna dla smartfonów* i większości aparatów kompaktowych z malutkimi matrycami. 

* Zastosowane w iPhone 7 Plus rozwiązania dwóch obiektywów, w tym jednego już „portretowego” oraz generowania rozmytego tła udającego efekt małej głębi ostrości powoli zmieniają i to, ale jednak podczas pracy z lustrzanką, możliwością doboru doskonałych obiektywów portretowych – komfort pracy i efekty są znacząco lepsze.. 

Wracając do powodów do zabrania lustrzanki na wakacji – przykładem zdjęcia, które nie mogło powstać moim iPhonem jest poniższy portret A.

W naszej amatorskiej sesji zdjęciowej udział wzięli: Nikon D750, Nikkor 50/1.4G, blenda fotograficzna, park miejski Rzym. Postprodukcja: Adobe Lightroom, Photoshop 6.0, Exposure 7.0. I dla takich portretów będę zabierał swojego Nikona i kilka obiektywów, nie tylko do Rzymu. Do Sopotu też 🙂

 

Legenda: wszystkie powyższe zdjęcia czarno–białe wykonałem Nikonem, zdjęcia zapisane w formacie RAW, obróbka w Adobe Lightroom, a konwersja do B&W w Exposure 7.0. Wszystkie poniższe zdjęcia kolorowe zrobiłem iPhonem 6s, obróbka Adobe Lightroom i zabawa kolorystyczna w Exposure 7.0.

I tak zupełnie na koniec. Wszystkich, którzy jednak planują zabrać na wakacje świeżo nabytą lustrzankę, zapraszam na ostatni przed wakacjami kurs weekendowy AFA. Nauczę Cię nie tylko tego jak działa Twój aparat, które ustawienia są ważne, a które wcale, ale przede wszystkim nauczę Cię robić dobre zdjęcia. Obiecuję 🙂