Dzisiejszy wpis będzie o szczególnej sesji, jaką miałem przyjemność zrealizować parę dni temu. Do mojego studio wybrała się na zdjęcia moja wnusia. Julcia. Ponieważ sama dopiero wczoraj skończyła 2 miesiące (oj, jak ten czas leci, oj leci…) poprosiła o pomoc swoich cudownych rodziców 🙂
Żeby było ciekawiej, pojawiły się też moje kochane córeczki, Marysia i Zosia, a z Martą i Michałem, Idefix. Jak sobie żartujemy starszy brat Julki. O Idesiu jeszcze będzie, bo to model że hej 🙂
Sesji tak zwanych „noworodkowych” nie robię. Podobnie jak ślubów. Z różnych powodów, ale obu nie. Jednak dla własnej, pierwszej, cudownej wnuczki można zrobić małe odstępstwo.
Jednak, nie da się ukryć, brakowało mi doświadczenia w tego typu sesji fotograficznej.
Co innego oglądać setki podobnych do siebie noworodków śpiących w czapeczkach, koszyczkach, czy tam w innych przebraniach.
Co innego mieć przed obiektywem modelkę, która powiedzmy to sobie szczerze – mało chce współpracować, kiepsko reaguje na prośby typu „popatrz teraz w obiektyw”, „teraz bardziej zamyślona”, „teraz na mnie!”, etc.
Trzeba się było zdać na szczęście, spontan, licząc na to, że jakieś fajne ujęcie wyjdzie. No i proszę – moje chyba ulubione zdjęcie powstało dzięki Idefixowi.
Widać zresztą jak są zżyci. Julcia nie była zaskoczona, że jest lizana, widać już to dla niej normalka 🙂
A Idefix, podobnie jak Julka, zupełnie sobie nic nie robił z mojego „zarządzania planem”, tylko kiedy chciał to wchodził w kadr, lizał kogo lubił, albo dla odmiany, miał wszystkich w pięknym, czarnym, nosie…
Głównym celem tej sesji było oczywiście zrobienie dobrego zdjęcia całej rodzinki, i tu powoli dochodzimy do tytułowego „ambarasu”.
Bo wiecie, jedna Julcia, jeden Ideś, jedna Zosia czy nawet niepozująca z założenia Marysia jest o tak zwanego „ogarnięcia”. Możesz coś mówić, machać ręką, proponować, wygłupiać się, pokazywać ciasteczko (Ideś) i jakoś przy odrobinie szczęścia „to ujęcie” się złapie.
Gorzej kiedy masz do czynienia z 4 osobami. W tym Idesiem i Julcią, jak wspominałem uroczych ale mało sterowalnych uczestników sesji. Zaczyna się walka. Robisz tysiąc zdjęć, wszyscy pomagają, zza Twojego ramienia krzyczą do Julki, do Idesia.Pot zalewa czoło, uśmiechy rodziców stają się coraz bardziej podobne do grymasu, pojawiają się pierwsze skurcze i zakwasy a Ty ciągle nie wiesz czy „to” masz? Przerwa, rzut oka na monitor i przegląd „tysiąca” fotek.
Decyzja czy powtarzamy czy jednak udało się. Udało! Jest, mamy to. Naprawdę cudowne zdjęcie całej rodzinki: Marty, Michała, Julci i Idefixa. Tak naprawdę to oczywiście zdjęć fajnych i udanych powstało wiele tego dnia, ale zawsze tylko kilka będzie tych najlepszych, ulubionych.
Myśląc o tej sesji, chciałem też „zderzyć” drobinkę ciała Julci z muskulaturą Miśka, cross-fitowca, ciężko trenującego faceta w szczycie cielesnej formy. Bez koksu 🙂 Chodziło mi po głowie ujęcie, które pokazuję obok. Myślę, że udało się…
Na koniec, warto wspomnieć – przy okazji testowania światła, przerw na przebieranki głównych aktorów, powstają zdjęcia jakby przypadkowe, z offu. To doskonała okazja, jedna z niewielu aby zrobić zdjęcie Marysi.
Napisałem kiedyś ten artykuł, to właśnie jeden z takich wytrychów, tu „testowanie planu i światła”. Na pamiątkę sesji wnusi, będę miał i Marysię. I Zosię, ale z nią jeszcze nie ma kłopotu 🙂
A, nie wspomniałbym o tym, że ja również mam fajne zdjęcie. A nawet kilka. Za aparatem stanęła Marysia. Co prawda lekko nie było – dosłownie bo D3 z 85/1.4 ważył chyba z 2.5 kg, ale mam kilka świetnych kadrów. Dziękuję córa!
You must be logged in to post a comment.