Nie jestem graczem. Moi synowie owszem, jeden jest mistrzem w piłce nożnej (FIFA 17), drugi od dawna jest w światach równoległych Palladynem, Magiem i zasadniczo Wielkim Wojownikiem.
Dla nich te targi – a miałem ostatnio przyjemność fotografować stoisko X-Boxa dla People Group to z pewnością impreza, na której spędziliby czas od otwarcia do zamknięcia 🙂 Ja, mimo że byłem „w pracy”, szwendając się po przestronnych halach na Prądzyńskiego otarłem się niechcący o świat gier XXI wieku.
I… muszę przyznać, że dzieje się. Moje „granie” to zamierzchłe czasy pierwszych gier na ZX Spectrum, potem Atari z Pewexu, pierwsze próby programowania, a na koniec pierwsze gry (Boulder Dash!) na PC-y o wartości Poloneza.
Jak widać, dziadek ze mnie, zupełnie nie w targecie 🙂
Tymczasem na Warsaw Games Week zobaczyłem co to znaczy gra na nowoczesne konsole. Oczywiście z racji zawodowych, 95% czasu spędziłem na stoisku X-Boxa, stąd miałem wielką przyjemność widzieć w akcji i świetne wyścigówki (Forza Horizon 3), i śmiercionośne ustawki jak Battlefield 1 czy w końcu klasykę gatunku – słynną FIFA 17.
I o tej ostatniej chwilkę, bo to było przeżycie osobliwe. Otóż na koniec dnia, X-Box prowadząc cały dzień eliminacje turniejowe wyłonił parę finalistów, którzy zmierzyli się na ekranie wielkości boiska do siatkówki (niemal 🙂 właśnie w FIFA 17.
Początkowo, widzów obserwujących zmagania było stosunkowo niewielu. Z czasem ich przybywało, bo to co się działo na ekranie to był prawdziwy (tak, prawdziwy!) mecz. Z relacją na żywo, komentarzami, okrzykami i emocjami.
W pewnym momencie sam się złapałem na tym, że niemal kibicuje tym białym 🙂 Jakość, płynność akcji i tzw. „grywalność” po prostu fenomenalna…
Zresztą, wszystko na stoisku X-Boxa, w tym Minecraft dla najmłodszych czy stanowiska z Kinetic (ach, to było urocze obserwować tańczących ludzi, wyginających się i naprawdę bawiących się świetnie…) było przygotowane perfekcyjnie.
Widać, że dzisiaj nikt nie oszczędza na budżetach i nie ma miejsca na stoiska a’la Targi Poznańskie A.D. 1998 jakie ja jeszcze pamiętam 🙂
Pieniądze było widać nawet w postaciach z gier, które krążyły po całych targach. Oczywiście myślę o aktorach czy performerach wystylizowanych na bohaterów tej czy innej gry – mówią na to „cos-play”.
OK. Ja tak czy siak widziałem po raz pierwszy tak dobrze i w najdrobniejszych szczegółach dopracowanych kosmitów, wojowników czy… bohaterów z uniwersum (modne słowo, sic!) Wiedźmina.
Bo co prawda samego „Witchera” nie kojarzę na targach, za to CD Projekt Red mocno promował swoją najnowszą produkcję, grę karcianą Gwint. Wiedźmińską. Mój synek, ten bardziej „Palladyn” już w nią gra. I twierdzi, że szykuje się przebój. Światowy. Super, trzymam kciuki!!!
A przy okazji i Gwinta i targów i promocji CD Projekt ja miałem okazję stanąć oko-w-oko (oko-w-obiektyw) z bohaterem najlepszej polskiej sagi fantasy, w której sam się zaczytywałem, potem podrzuciłem synom – mówię oczywiście o „Wiedźminie” Sapkowskiego.
I… spuszczając zasłonę milczenia na z Żebrowskim, Zamachowskim i tym całym siermiężnym polskim kinem, trzymając kciuki że jakieś HBO kupi licencję i wyprodukuje go jak należy – muszę powiedzieć, że Geralta z Ryvii jak należy już spotkałem.
Oto on, specjalnie dla Was przed moim obiektywem, Wiedźmin we własnej osobie. Enjoy 🙂
You must be logged in to post a comment.