Londyn po raz drugi… i na tym się nie skończy. Bo miłość trwa :)

Londyn po raz pierwszy (lepiej późno niż wcale) odwiedziłem w grudniu 2016. Po tamtych kilku dosłownie dniach popełniłem ten wpis. Oznajmiłem, że się w Lądku, Lądku Zdrój zakochałem. 

Planując nasze rodzinne wakacje w Londynie zastanawiałem się, czy moje zauroczenie tym miastem udzieli się też Marysi (16) a może i Zosi (9)? Już dzisiaj wiem, że tak. Spędziliśmy cudowne 11 dni, z których 10 uwieczniłem na zdjęciach.

Fotograficznym plonem pobytu jest pewnie ok. 1000 zdjęć, z których w galerii poniżej prezentuję ponad 130, subiektywnie wg mnie najlepszych a przy okazji nie naszych prywatnych, bo co nasze, niech nasze zostanie 🙂

Słowo o technikaliach, może kogoś zainteresuje. Na wyjazd zabrałem swojego Nikona D750, obiektyw Nikkor 24-85, 2 aku i to wszystko. Udało się wrócić z 5% naładowania drugiej baterii. Nikon naprawdę zrobił świetną robotę projektując zasilanie tego aparatu.

Wszystkie poniżej i obok prezentowane zdjęcia wykonałem w RAW, obróbka w Adobe Lightroom v6, dodatkowe efekty w ulubionym Alienskin Exposure v7. 

Przechodząc do krótkiego podsumowania samego pobytu i naszego zwiedzania tego ogromnego miasta – naładowanego historią po brzegi, wielokulturowego, kolorowego, bezpiecznego i ciekawego.

Podzielę się poniżej następującymi spostrzeżeniami, wrażeniami, oceną odwiedzonych miejsc – może komuś się przyda, kto wie. Zapraszam.

Najlepsze muzeum

Muzeom w Londynie nie przepuszczaliśmy :) Szczególnie, że większość z nich jest za darmo, co znacząco pomaga w decyzji, żeby stanąć w krótkiej kolejce i zobaczyć osławione British Museum czy Muzeum Historii Naturalnej. 

Udało nam się zobaczyć (nie spędzaliśmy oczywiście w każdym całego dnia, raczej kilka godzin max.) te oto:

British Museum – przepiękny gmach, klasyka gatunku, ale co do zawartości – wg mnie (ocena subiektywna, jak wszystko tutaj…) dla konesrów i znawców. Dla historyków.

Nam się szybko wydało, że dzieje starożytnej Mezopotamii w ogóle nas nie kręcą, mumie owszem fajne i ciekawe, ale już setka gablot z zawartością wykopaną z ziemii na pustyniach świata nieszczególnie. Pokręciliśmy się, zrobiłem kilka zdjęć na pamiątkę i to tyle. 

Muzeum Historii Naturalnej – najpiękniejszy budynek Londynu (zastrzeżenie jw.), tak sobie właśnie wyobrażam Hogwart, a zawartość po prostu do oglądania z wypiekami na twarzy i ciekawością. Co ważne – równie ciekawa dla 9-letniej Zosi jak i 16-letniej Marysi. I dla mnie też. W moim rankingu – najlepsze, koniecznie trzeba zobaczyć. 

The Design Museum – w samym muzeum nie byliśmy bo wstęp płatny, a ten żal w zupełności ukoił sklepik zajmujący pół parteru budynku, w którym do ręki wzięliśmy chyba wszystkie produkty z półek.

Takie piękne, takie z klasą. Cudowna sztuka projektowania, prostota, pomysły, smak i w ogóle – och i ach.  

Nie muzeum, ale koniecznie – British Library. Bardzo piękny budynek, centralna „wieża” ze zbiorami książek robi wrażenie. I kolejne piętra z setkami czytelników. Co ciekawe, rzadko się widziało kogoś z wypożyczoną… książką, raczej z laptopem z jabłuszkiem na obudowie… 

Najgorsze muzeum

Niestety płatne i słabe. Nudne. Na pewno dla wąskiej grupki pasjonatów bardzo może interesujące, ale ja choć się bardzo starałem zamienić wydane funty na entuzjazm dla wystaw niczego nie wykrzesałem – Muzeum Południka Zerowego w Greenwich.

Nuda.

Nie polecam. Co innego samo miejsce, wzgórze – koniecznie należy wejść i sycić oczy jedną z ciekawszych panoram Londynu.

Galerie!

I ja i Marysia mieliśmy na prywatnej liście „do zobaczenia” jakąś galerię. Ostatecznie, udało nam się odwiedzić:

Tate Modern – gmach, który robi ogromne wrażenie. Zawartość – nie numer jeden bo tu bardzo wysoko uplasowała się poniżej wspomniana Saatchi, ale z bardzo przyzwoitym i ciekawym dla nas zakresem prezentowanych artystów i dzieł.

Zobaczyć na własne oczy Picasa, Dali czy Miro to jednak nie w kij dmuchał. Albo zrobić córeczce fotkę na pamiątkę z ogromnym, klasycznym płótnem Moneta 🙂 Sklepik – fenomenalny, funty w naszych kieszeniach zrobiły się bardzo gorące…

Saatchi Gallery – najlepsza wystawa ever. To znaczy nie byłem w życiu na lepszej i ciekawszej. Dlaczego? Bo ktoś postanowił nam ludziom pokazać współcześny świat… selfie.

Wszechobecnej, wszędobylskiej i wręcz maniakalnej mody na robienie telefonem zdjęć siebie na tle, obok, zamiast, etc. Bardzo, bardzo ciekawe prace, w większości multimedialne. 

National Gallery HP Portrait Award – prace młodych artystów. Świetne, klasyczne portrety, ale ukazujące współczesnych ludzi. Bardzo fajna wystawa. Oczywiście za darmo. 

I jeszcze jakąś fajną wystawę grafiki reklamowej, gdzieś nad Tamizą, nie powiem gdzie bo nie zapamiętałem 🙂

Transport w Londynie

Największy po samolocie i mieszkaniu wydatek w tym mieście. Z drugiej strony – to najlepiej wydane funty kiedy chcesz zwiedzać to miasto bez ograniczeń i ze swobodą podjechania lub powrotu do domu metrem z drugiego końca Londynu.

My kupiliśmy Oyster z opcją Travel na 7 dni, potem na pozostałe dni Pay-as-you-Go. Wygodnie, bezpiecznie, metro jest po prostu świetne a przy okazji bardzo malownicze.

Dołaczyło u mnie do ikon tego miasta, obok czerwonych autobusów, czarnych taksówek i budek telefonicznych. 

Jedzenie w Londynie

Nasz budżet nie zawierał funtów na jedzenia na mieście, za to kiedy gotujesz samodzielnie, a do miasta na czas zwiedzania zabierasz kanapki, owoce czy ogórka w pojemniku do pogryzania z pitą i humusem w pudełeczku, jest taniej niż w PL 🙂

Co więcej, ilość zamorskich sklepików z bogactwem pysznych wegetariańskich przysmaków, owoców, warzyw jest po prostu cudowna.

Nie wspomnę o lokalnym targu, gdzie każda miska kosztowała 1 funta. A w takiej misce na przykład: 3 pyszne avocado, 2 mango, 2 brokuły, czy ponad kg bananów.

A jak już się wybraliśmy do knajpy, to pasta w tamtejszym Vapiano jest po prostu kilka razy lepsza niż ta z Wawy. Taka prawda, może dlatego, że przygotowuje ją dla Ciebie prawdziwy Włoch? 

Czy jest bezpiecznie?

Spędziliśmy 11 dni chodząc, korzystając z komunikacji publicznej, robiąc zakupy, łażąc również wieczorem – a dookoła nas były wszystkie kolory skóry, rasy i wyznania.

Ani przez chwilę nie odczułem z tego powodu żadnego dyskomfortu. Przepraszam, raz o 10:30 rano kiedy zobaczyliśmy dwójkę naszych krajanów pijących Żywca z puszki prawie na głównej ulicy było mi wstyd… No tak…

Co warto zobaczyć? 

Ja przed wyjazdem kupiłem przewodnik National Geographic. Jeden z wielu, jakie możesz znaleźć w Empiku. Informacje tam zawarte pozwoliły mi zbudować sobie ogólną wiedzę na temat „co warto zobaczyć”.

Ale i tak każdego dnia planowaliśmy wypad w jedno, dwa miejsca. Albo konkretne obiekty jak „Muzeum Historii Naturalnej a potem wracamy przez Oxford Street” albo rejony miasta jak cudowny i pojechany na maxa Camden czy Portobello Market. 

Co można sobie spokojnie darować?

Golden, tfu, London, tfu. Coca Cola London Eye. Zdecydowanie. W ogóle tamto miejsce, a tuż obok sa kolejne „atrakcje” typu „Podwodny Świat” czy „Coś tam Shrek” cuchnie tłokiem, tłuszczem i frytkami z McDonalds, napięciem, stresem, kolejką i paździerzem.

Tak, myślę sobie, że wjechanie na Eye w tej atmosferze to żadna atrakcja. Tymczasem możesz za free wjechać na 35 piętro budynku Sky Garden (zarezerwuj wcześniej bilety przez ich stronę www) albo windą w Tate Modern i zobaczysz dwie cudowne panoramy, przy okazji będąc chyba nawet wyżej niż w Eye… 

Rozczarowanie

Chyba nie było czegoś takiego jak rozczarowanie. Londyn, brytyjska kultura, dziedzictwo, porządek bronią się bardzo mocno. Czuje się potęgę tego miasta, europejskość tej stolicy i kraju i świata. 

Zaskoczenie

Na pewno pogoda, bo mieliśmy słońce i ciepło przez całe 11 dni 🙂

Poza tym – wielorasowość i wielokulturowość, która działa kojąco, dająca poznać i odczuć jaki jest współczesny świat.

Jakież to tam jest normalne co u nas, dla niektórych zupełnie nienormalne. I to jest niestety straszne i nie ma nic wspólnego z tym cudownym miastem, do którego mam ochotę wracać i wracać…